niedziela, 23 października 2011

"TA OSTATNIA NIEDZIELA..." JESIENNY PRZYJACIELSKI WYPAD!!!!

Myślę, że to już ostatnia niedziela tego roku, nadająca się na wypady poza miasto. Pogoda niezbyt rewelacyjna, ale do łazikowania dobra, przewietrzenie płuc przed zimą na pewno przydatne:) Na wyprawę do Czerska zaprosiła mnie nasza koleżanka blogowa Anabell , którą mogę już nazwać przyjaciółką w realu!!!! Świetnie się dogadujemy i rozumiemy...a do naszego duetu dołączył jej uroczy Małżonek. Mogę więc powiedzieć, że teraz tworzymy "trójkąt doskonały", elitarny w swej kompozycji..."łazikowo-gawędziarskiej":))) 
O samym Czersku i ruinach Zamku Książąt Mazowieckich nie będę pisała....zrobiła to na swoim blogu ANABELL. Wspomnę tylko, że wracając do domu zatrzymaliśmy się w Konstancie - zaczerpnęliśmy haust orzeźwiającego powietrza pod tężniami, odwiedziliśmy Muszlę Koncertową, wsłuchując się w .....szum drzew:))) Dzień mogę zaliczyć do bardzo udanych, wypad bliski czy daleki nie jest tak istotny....jak doborowe towarzystwo, z którym nie można się nudzić!
  Czersk - Wieża Zachodnia
Czersk - Wieża Południowa
 A to młodzi miłośnicy historii - spędzili na terenie ruin dwa dni. Spali w namiotach z płótna....w taką mroźną noc, dzielni młodzieńcy!
Ten piękny, puszysty samoyed...rozgrzewał ich jak kołderka:)
A to Grażusia, wspinająca się na Południową Wieżę...mimo tuszy jakoś dzielnie sobie radziła:))))
Tak wygląda od środka Wieża Płd.

A to Anabell z Małżonkiem - podchodzą do schodów prowadzących na Płd. Wieżę
Anabell dziękuję Tobie i cudownemu kompanowi - Małżonkowi, za wspaniale spędzony z Wami dzień, pyszne ciasteczka, Tiki-Taki i Kasztanki, fantastyczne rozmowy, gromkie śmiechy i za tę ostatnią niedzielę jesieni wspólnie "przewędrowaną"!!!!

środa, 19 października 2011

W PIGUŁCE I Z HUMOREM: "KRYZYS...a ODDŁUŻANIE" :)))


Małe atrakcyjne miasteczko na Lazurowym Wybrzeżu. Jest sierpień - sezon w pełni. Turystów jednak, jak na lekarstwo, bo od dłuższego czasu leje deszcz:) 
Większość mieszkańców jest zadłużona.
Niespodziewanie w miasteczku zjawia się nowobogacki Rosjanin!
 W przytulnym hoteliku chce wynająć pokój. Rzuca właścicielowi €100 i idzie obejrzeć pokój.

Hotelarz chwyta banknot i natychmiast leci uregulować należność u dostawcy mięsa...branego na kredyt!                                             
  
Ten łapie banknot i leci zapłacić nim hodowcy świń, u którego brał towar na kredyt:) 

Ten łapie te 100€ i leci zapłacić dostawcy paszy, za karmę wziętą na kredyt:)
Ten z ulgą bierze pieniądze i z tryumfem wręcz je "putanie" z której usług korzystał ...na kredyt:)
 Ta łapie pieniądze i biegnie spłacić dług hotelarzowi, u którego wynajmowała pokój...na kredyt:)


Kiedy hotelarz otrzymał już swoje 100€....Rosjanin schodzi z góry i oświadcza, że pokój mu się nie podoba, więc bierze swoje pieniądze i wyjeżdża!
 Reasumując - zarobku nie ma nikt, ale cała miasteczko jest oddłużone i z optymizmem patrzy w przyszłość:)))
 
 


czwartek, 13 października 2011

CZAS JAK "KRÓLICZEK"...UCIEKA, A JA GO GONIĘ:)

Wydawałoby się, że to wczoraj....a to prawie tydzień upłynął od mojego z Anabell spotkania. Dawno się nie widziałyśmy, a od naszego ostatniego "debatowania" w kawiarni, nazbierało się  tematów...co niemiara!!!! Ania jest fantastyczną dziewczyną...i do tańca i do...śpiewania:)))) Nadajemy na tych samych falach, mamy ogromne poczucie humoru, podobnie widzimy świat i ludzi, mamy podobny bagaż doświadczeń życiowych....i mogłabym jeszcze trochę cech wymienić:))) Różni nas natomiast...jedna cecha - pracowitość! Ania jest osobą  bardzo pracowitą, ruchliwą, ze zdolnościami manualnymi, a ja...cóż "leniwiec pospolity" i bez umiejętności do robótek ręcznych:))) Wobec tego wymieniamy się: Ania zrobiła dla mnie przepiękne klipsy (do kompletu z wisiorkiem, który dostałam wcześniej), śliczny, delikatny wisiorek i piękne pudełeczko!!! A ja Ani podarowałam swoje serduszko, najpiękniejszy na świecie uśmiech i dozgonną, szczerą przyjaźń!!!! Aniu jeszcze raz Ci bardzo pięknie dziękuję !!!! A oto prezenty od Anabell:










Gonię czas, on ucieka jak "króliczek"....a ja mam zabawę, nie wiem tylko czy gonię króliczka czy gonię w piętkę:))) Od kilku dni wyłączyłam się z czynnego życia towarzyskiego i wzięłam się za generalne porządki w kuchni....tak się rozkręciłam, rozszalałam, że prawie połowę rzeczy powyrzucałam z szafek i wyniosłam pod  pojemniki na odpadki! Po dwóch godzinach już moich paczek nie było...Widzę, że pożytek z tego sprzątania jest podwójny...ja mam luz i przejrzystość, a ktoś sobie uzupełnił braki w szafkach:))) Od wczoraj czuję się jak pies Pluto, padnięta, wyżęta, nijaka, zniechęcona i wyznająca "tumiwisizm":))) Mam nadzieję, że wkrótce chorobliwy "leń".... uleci do ciepłych krajów!

niedziela, 2 października 2011

"NASTAWCIE DZIOBKI, DOSTANIECIE PO CUKIERKU...."


Niedawno czytając blogi, trafiłam u naszej koleżanki na post pt. "Zła czy dobra mama" - temat wielce kontrowersyjny i do szerokiej dyskusji. Mnie natomiast, otworzyła się jedna z szufladek pamięci i przypomniałam sobie anegdotkę rodzinną, którą dawno temu opowiedziała mi teściowa.
Kiedy jej dzieci były jeszcze małe, cała rodzinka mieszkała w wygodnym i przestronnym domku w Podkowie  Leśnej. "Głowa" domu pracowała zawodowo na eksponowanym stanowisku, a "szyja"...zajmowała się twórczością pisarską - pisała bajki dla dzieci. Siedziała więc w domu i pracowała w zaciszu swego gabinetu, nie wiedząc, co się wokół niej dzieje. 
Domem i dziećmi zajmowała się niania, zwana przez wszystkich "Niabcią". Teściowie byli ludźmi bardzo towarzyskimi - bywali i przyjmowali u siebie. Pomysłodawcą i organizatorem wszystkich imprez była moja teściowa. 
Po jednej z takich szampańskich zabaw, mamusia pomyślała, że dobrze by było ucałować dzieci przed snem. Wiedziała, że leżą już w łóżeczkach i czekają na jej buziaka. Aby im zrobić dodatkową przyjemność i uszczęśliwić brzdące - postanowiła cichcem przed Niabcią...wcisnąć im do buzi po cukierku. Wpadła więc do kuchni, gdzie na kredensie stały słoiki z cukierkami,ciasteczkami i z różnymi przyprawami. 
Wyjęła kilka cukierków w papierku, wrzuciła do kieszenie płaszcza i z szerokim uśmiechem wpadła do dziecięcego pokoju. Dzieci całe w skowronka, wyciągnęły dziobki do całowania, mamcia je wyściskała i szybciutko odwijając cukiereczki ...wcisnęła im do buzi. Nie zdążyła dojść do drzwi...kiedy rozległo się głośne plucie, wrzaski i wyskakiwanie z łóżek. Rozbawioną z łobuzerskim i żartobliwym uśmiechem,  mamusię zamurowało. Kiedy sprawdziła, co ma w kieszeni i dlaczego dzieci tak plują, to co się okazało? Wyjęła i trzymała w garści,.... kilka kostek "Maggi", które drapnęła ze słoika zamiast cukierków:)))
 Każda mama kocha swoje dzieci i zrobiłaby dla nich wszystko, tylko nie zawsze, udaje się "osłodzić" im życie. Chciałabym jeszcze, na wiecznej rzeczy pamiątkę zachować przepiękny głos, sopran koloraturowy, jedynej (jak do tej pory) w rodzinie śpiewaczki operowej ADY SARI.
Ten filmik zrobiłam dla wnuków, pra...i praprawnuków. Od pisania biografii i historii życia rodziny są specjaliści i napisano już wiele ciekawych opracowań. Uważam, że robię coś od serca, swojego, innego i w sposób miły dla ucha i oka. Moje skromne "dzieło"pozostawię innym....jako pamiątkę po sobie:)))